W Rawie się nie da? W Rawie się da!
Właśnie obchodzimy 30. rocznicę pierwszych częściowo wolnych wyborów. Uroczyste obchody odbywać się będą w Gdańsku, ale i Rawa nie zapomniała o tym ważnym wydarzeniu i w Miejskim Domu Kultury odbędzie się spotkanie przypominające tamte wydarzenia i działalność „Solidarności” w naszym mieście.
Jestem za młody, by pamiętać tamte wydarzenia. Jak przez mgłę pamiętam to, co działo się w Polsce przed 1989 rokiem – zwłaszcza wyrób czekoladopodobny, choć średniej jakości i jeszcze gorszego smaku, to i tak pożądany, kartki i kolejki. Podobnie niewiele pamiętam z okresu samych wyborów i pierwszych przemian z początku lat 90-tych. I zapewne ma tak większość osób, które wówczas miały zaledwie kilka lat, bo nie sądzę by 5-7 letnie dzieci z wypiekami na policzkach śledziły wydarzenia polityczne.
Ma to jednak i swoje dobre strony. Nikt dziś nie może mi zarzucić, że z kimś niewłaściwym współpracowałem lub nie, że walczyłem po którejś ze stron lub nie. Że gdzieś na kogoś donosiłem albo donosić nie chciałem.
Ale dzięki temu, co wydarzyło się 30 lat temu w Polsce, dziś możemy żyć w takim właśnie kraju, w którym żyjemy. Czy dobrym, czy złym – to już zapewne kwestia indywidualnej oceny. Każdy subiektywnie ocenia zmiany, jakie zaszły w Polsce, przede wszystkim przez pryzmat zasobności własnego portfela. I zapewne większość z nas, rawian, zauważa w nim braki. Niestety. To jest prawdą. Wciąż zarabiamy za mało. Dużo mniej niż nasi zachodni sąsiedzi. A ceny właściwie mamy już bardzo porównywalne do tych na Zachodzie. Zachęcam jednak do przeczytania felietonu Wojciecha Kubickiego, który pokazuje jak dziś, w 2019 roku, wygląda życie na Wschodzie.
Na poziomie Rawy nie dokonamy przełomowych zmian, ale możemy zmieniać swoje najbliższe otoczenie, siebie, swoją mentalność – zwłaszcza my, ludzie młodzi, którzy nie żyliśmy „w komunie” i pamiętamy ją przede wszystkim z opowieści.
Mam jednak wrażenie, że w nas, mieszkańcach Rawy, trochę tej „mentalnej komuny” wciąż trochę siedzi.
Wciąż za mało w siebie wierzymy i leczymy kompleksy. Często powtarzamy sobie w rozmowach „a co ja tu mały człowieczek w naszej Rawie mogę?”. Albo popadamy ze skrajności w skrajność. Trochę „pocwaniakujemy” i jakoś wychodzimy na swoje.
Cały czas wydaje nam się, że gdzieś indziej „trawa jest bardziej zielona”. Czyli, gdybyśmy mieszkali w większym mieście albo za granicą, na pewno powodziłoby się nam lepiej i nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej.
Wciąż żyjemy w przekonaniu, że lepiej się nie wychylać, nie pokazywać, nie odzywać, nie podejmować żadnych działań i inicjatyw – bo wegetacja jest lepsza niż samorealizacja i spełnianie marzeń.
Jesteśmy konformistami, bo tak jest wygodniej, a przynajmniej stabilniej. Nawet jeśli nam to trochę nie pasuje i doskwiera. Jeśli czasem dajemy upust swoim frustracjom w anonimowych komentarzach na Facebooku (co osobiście zawsze potępiałem), to jednak z jakiegoś powodu boimy się oficjalnie, z otwartą przyłbicą wyrażać swoje poglądy. Być sobą. Realizować się. Spełniać się. Podejmować działania. Startować w konkursach. Brać czynny udział nawet w tym co trudne. Wolimy doszukiwać się „układów”, „znajomości”, „spiskowych teorii dziejów” niż wyjść z inicjatywą.
Oczywiście wyzbycie się „mentalnego komunizmu” wymaga pewnej odwagi. Trzeba przygotować się na konfrontację. Ale głęboko wierzę, że po 30 latach w Wolnej Polsce, możemy już sobie pozwolić na nieco większą otwartość, próbę zmieniania najbliższego otoczenia i miasta. Bo demokracja, to nie tylko wybory, ale także nasza postawa i działalność w każdej dziedzinie życia: społecznego, zawodowego, politycznego i gospodarczego każdego dnia.
Oczywiście w naszej małej Rawie trochę trudniej dokonywać pewnych mentalnych, ale i realnych zmian niż w większym mieście. Ale jest to możliwe. Wystarczy chcieć. I jeśli tych zmian nie zaczniemy wprowadzać, z małego miasta bardzo szybko zmienimy się w malutkie miasteczko.
Czy nie wiem, o czym mówię? Wiem doskonale i podam tylko jeden przykład. W pełni świadomie, zawodowo w Rawie funkcjonuję od 2000 roku. Sic! Za rok moje 20-lecie pracy zawodowej. Od 11 lat zajmuję się marketingiem terytorialnym. W kwietniu, jak co roku, uczestniczyłem w Kongresie Public Relations w Rzeszowie (największe tego typu wydarzenie w Polsce). W maju uczestniczyłem w Ogólnopolskiej Konferencji Edukacja Przyszłości w Lublinie. Za kilka dni prowadzę dwa panele dyskusyjne na Kongresie Zarządzania Administracją Samorządową we Wrocławiu i prosto z tego wydarzenia jadę do Olsztyna, gdzie prowadzę warsztat na Kongresie Przyszłości. Także w czerwcu występuję na konferencji, podczas której, wraz z lokalnymi samorządami, zastanawiać się będziemy, jak wykorzystać potencjał turystyczny Zalewu Zegrzyńskiego.
Także w czerwcu ukaże się przygotowywany przeze mnie coroczny, jedyny w Polsce, raport dotyczący wydatków i działań promocyjnych polskich miast i regionów. Choć nie mogę jeszcze ujawnić jego wyników, to mogę powiedzieć, że jasno z niego wynika, że samorządy starają się coraz więcej swoich działań uspójniać, bo tylko dzięki temu, bez konieczności wydawania ogromnych pieniędzy, można maksymalnie wzmacniać przekaz i budować rozpoznawalny wizerunek. Coraz mniej jest działań przypadkowych, jednorazowych, niczym niewyróżniających się i nieskoordynowanych, a także wydarzeń, w których uczestnicy biorą udział, po czym wyjeżdżają z miasta, zapominając nawet, gdzie byli – bo z takich wydarzeń miasto nic nie ma poza chwilowym rozgłosem. Jest natomiast coraz więcej działań skierowanych do mieszkańców, bo w myśl zasady, którą od kilku lat staram się zaszczepiać w polskich samorządach – to mieszkańcy są najlepszymi ambasadorami swojej miejscowości.
Jako lokalny patriota, który Kocha Rawę – tak samo zresztą przecież jak Państwo, czytelnicy gazety „KochamRawe.pl – magazyn opinii” i mieszkańcy Rawy oraz powiatu rawskiego, bo często mi sami o tym mówicie – wierzę głęboko, że z czasem i w Rawie nastąpi taka mentalna zmiana społeczna i instytucjonalna (także samorządowa). Że zaczniemy koordynować realizowane w Rawie działania, zarówno te podejmowane przez samorząd i jednostki podległe, jak i organizacje, stowarzyszenia, grupy formalne i nieformalne działające na terenie miasta, aby osiągnąć maksymalny efekt synergii, zarówno pod względem efektywności jak i ponoszonych kosztów. Oczywiście wymaga to rozbicia pewnych schematów myślenia oraz organizacyjno-prawnych. Trzeba wyjść poza pewne dotychczas znane i utrwalane przez lata schematy. Trzeba patrzeć na Rawę i pojedyncze działania nieco szerzej i bardziej kompleksowo, a nie tylko poprzez pryzmat własnego zakresu obowiązków służbowych i 8-godzinnego dnia pracy. Zmiany muszą mieć charakter całościowy. Angażować, uspójniać i koordynować działalność maksymalnie dużej liczby podmiotów oraz osób. Trzeba również odsunąć trochę na później myślenie o „wielkiej Rawie”, bo aktualnie możemy działać na skalę własnych możliwości, choć oczywiście warto mieć wielkie cele, plany i marzenia, aby móc do nich dążyć.
Jedyną więc receptą na sukces są spójne, skoordynowane, konsekwentne i długofalowe działania wykorzystujące potencjał i środki które posiadamy (zarówno materialne jak i osobowe).
Takie działania nie są łatwe. Wymagają czasu. Są często okupione bólem, bo nie ma nic bardziej bolesnego od wychodzenia ze strefy własnego komfortu, ale brak odpowiednio dużych środków finansowych na realizację wielkich wydarzeń czy kampanii reklamowych nikogo – przynajmniej w moim rozumieniu – nie zwalnia z trudu podejmowania tych wyzwań i nie upoważnia do pewnego rodzaju uśpienia czy stagnacji – bo te szkodzą nam wszystkim.
Ja wierzę w Rawę! Wierzę w zmianę, bo jesteśmy wolni już od 30 lat i czas skończyć z „mentalną komuną”, w której czekamy, aż ktoś coś za nas zrobi, coś nam da, ale i z myśleniem „czy się stoi, czy się leży, to wypłata się należy”. Gdyby naprawdę się „nie dało”, to zapewne nie byłbym zapraszany jako prelegent na liczne konferencje, szkolenia i warsztaty w całej Polsce, dotyczące marketingu terytorialnego. Skoro można w innych miastach w kraju – można i w naszej Rawie.
Myślenie, że „dobrze jest jak było i tak niech zostanie” nie prowadzi do rozwoju, a przecież na rozwoju – zarówno naszym osobistym jak i miasta – nam wszystkim zależy. A przynajmniej zależeć powinno. Nie ma co zazdrościć i mówić, że inne miasta są: bogatsze, fajniejsze, lepsze, mają większe zasoby i możliwości, dlatego mogą więcej, a MY w Rawie nic nie możemy, dlatego niewiele robimy. Musimy działać i podejmować trudy – często większe niż ci, którym nieco łatwiej, bo mają więcej pieniędzy. Musimy zwyczajnie wziąć się do roboty – zwłaszcza wtedy, kiedy nie jest łatwo i gdy okoliczności temu nie sprzyjają.
Podejmując jednak wszelkie działania pamiętajmy o drugim człowieku. SzanujMY się wzajemnie. Nie krzywdźmy się ani słowami, ani czynami, bo wszyscy jesteśmy rawianami i działamy na rzecz naszej lokalnej, rawskiej, wspólnoty. Wszyscy jesteśMY odpowiedzialni za Rawę – zarówno instytucjonalnie jak i indywidualnie. Siedem dni w tygodniu i 24 godziny na dobę, a praca na rzecz rozwoju naszego miasta i Ziemi Rawskiej oraz dobrego wizerunku nie może kończyć się o godzinie 16- ej wraz z wyjściem z pracy. Wiadomym jest, że wszyscy musimy z czegoś żyć i musimy zarabiać, ale żadna praca bez zaangażowania i pasji nie jest w stanie przynieść oczekiwanych efektów.
Robert Stępowski
redaktor naczelny KochamRawe.pl